I tak powoli kończy się ta niesamowita wyprawa. Ale jak to bywa w życiu wrażeń nigdy nie za mało. W samolocie lecącym na Heathrow podchodzi do mnie facet i ma niewyraźny wyraz twarzy. Po kolejnych kilku sekundach już leży nieprzytomny na moich rękach....Czas zabrać się do przywracania gościa do żywych. Wraz ze stewardesą i jeszcze jedną osobą z pokładu działamy szybko i bardzo skutecznie. Facet wraca do żywych, a samolot nie musi wracać na lotnisko do Johannesburga. Oczywiście pilot już był gotowy do powrotu, ale 400 osób na pokładzie nie byłoby chyba z tego tytułu zbyt szczęśliwymi :).