I tak zaczyna sie kolejny dzien naszej przygody. Ruszamy na podboj Przyladka Dobrej Nadziei, ale po drodze czeka na nas jeszcze mnostwo wrazen. Na poczatek przejazd przez Cape Town i dzielnice rodem z lazurowego wybrzeza. Wrazenie jest niesamowite i powiem wam ze w tym miejscu warto zadac sobie pytanie czy przypadkiem w tym miejscu nie jest piekniej niz na poludniu Francji...Kapsztad okazuje sIe miastem pieknym i tetniacym zyciem. Jednoczesnie jego srodziemnomorski klimat sprawia ze czujemy sie tutaj wysmienicie. Niestety znowu utwierdzam sie w fakcie że warszawa jest niczym niewielkie miasteczko na mapie tego pieknego swiata. Na temat drog lepiej sie nie wypowiadac i nie analizowac tego vs stan obecny w naszym pieknym kraju.
Ale po kolei:
Zaczynamy od Hout Bay czyli Zatoki Drewnianej. Celem naszym jest Wyspa Fok, ale juz po drodze okazuje sie ze towarzyszy nam...wieloryb, ktory o tej porze roku jest zjawiskiem niespotykanym. Docieramy tez do Wyspy Fok, gdzie szanowne foczki, jedna obok drugiej wyleguja sie przyjmujac kapiele sloneczne lub kapiac sie w wodach oceanu.
Dalej zmierzamy juz do naszego celu. Po drodze rzut oka na jedna z najszerszych plaz na swiecie i zblizamy sie do Polwyspu Dwoch Przyladkow, czyli Cape Point / Przyladek Kapsztacki oraz Cape of Good Point / Przyladek Dobrej Nadziei. Jesli juz tam bedziemy koniecznie nalezy sprobowac owocow morza w restauracji Two Ocean's. Pora jednak wejsc na Cape Point, widok ktory sie nam wylania jest tak zapierajacy dech w piersiach ze nawet nie podejme sie jego opisu, boi taknie oddam tego co sie czuje bedac w tym miejscu. Do tego postanawiam w ostatniej chwili pojsc szlakiem trekingowym wzdluz klifu az do Przyladka Dobrej Nadziei. Jesli kiedykolwiek sie tu znajdziecie koniecznie warto usiasc na skalach przyladka ze zwieszonymi nogami I pomyslec ze jest sie na koncu swiata, tak doslownie bez zadnej sciemy. Przed nami gdzies tam hen daleko jest juz tylko Antarktyda....Wrazenie jest niesamowite!
Jakze dziwne mysli tluka sie do glowy kiedy patrzymy na rozszalaly ocean pod naszymi glowami, kiedy wrocimy myslami do tych ktorzy stracili w tym miejscu zycie na swoich lajbach. Ponad 1400 statkow lezy na dnie tych wod, niesamowite! Siedzac na brzegu skal mozna godzinami patrzec jak ocean atlantycki siluje sie z wodami oceanu indyjskiego - cos nieprawdopodobnego!
Po zejsciu ze skal udajemy sie na plaze gdzie Vasco da Gama i Pierwszy ktory oplynal przyladek dobrej nadziei Bartolomeo Diaz stawiali pierwsze kroki. Na pamiatke tych wydarzen podziwiamy krzyze postawione przez obu z nich na pamiatke tego wydarzenia.
Na koniec dnia i niejako na deser wciagamy sie kolejka linowa na Gore Stolowa. Tam podziwiamy zachod slonca i popijamy szampana...no, no ale rozpusta :)
Reasumujac, piekny dzien w przepieknym kraju, gdzie nie ma jeszcze tlumu turystow i calej zwiazanej z tym komercji. Bo gdzie mozna sobie pozwolic na samotny spacer na koncu swiata, zejsc na plaze pomiedzy przyladkami, bedac tam samemu? Gdzie mozna godzinami w samotnosci siedziec i patrzec przed siebie tak po prostu rozmyslajac o tym bozym swiecie?